czwartek, 28 października 2010

a w dalekich Chinach...

...Brandon mi zamarza!!! 
Gadamy sobie dzisiaj porównując kto w jakim stadium choroby się znajduje. No i tak, wiadomo, zeszło na otaczające nas zewsząd zimno, że w Chinach 9C (ok. godziny 22), a u mnie 8C (ok. godziny 16). Że powoli do nas minusowe wkraczają, więc ogrzewanie się zaczęło, a że rano szron na szybach, no ale potem przynajmniej świeci słońce. A Brandon na to ze smutną minką, że w chińskich akademikach nie ma ogrzewania, bo w Chinach w ogóle nie ma ogrzewania! Bo Chińczycy sobie wymyślili, że (i tu cytuję):"skoro jest zimno przez mniej niż pół roku i temperatura rzadko spada poniżej zera, to mogą nie ogrzewać". Powiedzmy, że od paru lat usiłuję ten fakt przyswoić, za każdym razem jednak trafiam na opór mojego mózgu. Ale Brandon ciągnie dalej: że od trzech dni nie było słońca więc wciąż nie ma ciepłej wody, mimo że się za nią płaci, to występuje wyłącznie w parze ze słońcem.-to Ty masz wodę na słońce?- żartuję sobie- znaczy się jakieś baterie słoneczne- dodaję starając się myśleć logicznie. Po chwili otrzymuję odpowiedź.-na dachach są wielkie zbiorniki na wodę z jakiegoś słońcepochłaniającego aluminium, czy innego badziewia, jak się nagrzeją to jest ciepła woda
-hehe żartujesz- piszę myśląc sobie, że nieźle mnie wkręca-ee... nie żartuję
 

1 komentarz:

Obserwatorzy