niedziela, 3 października 2010

na bieszczady nie ma rady

Jakby ktoś mnie szukał, gdyby ktoś coś chciał to uwaga nie ma mnie!
Zamiast Krymu -Bieszczady 
Zamiast roweru - sztaluga
Zamiast klifów - połoniny 
Trochę żal, że Karol zostaje w domu, ale Nikodema zabieram i mam nadzieję zrobić jakieś jedno dobre zdjęcie. Przy dużym szczęściu pogodowym może się uda. 
Przypomniało mi się kiedy ostatnim razem byłam nad Soliną. To było w liceum. Pojechaliśmy zwariowana bandą do jakiejś chatki w środku lasu przy wodzie. Bez prądu i (po pierwszym dniu) bez prysznica. Pamiętam jak Iwan i Skarpeta o mało się nie utopili, kiedy razem wsiedli do pontoniku (który mógł uciągnąć łącznie 50 kg...przy czym sam Iwan ważył na lekko stówkę :), ale za to z ich wyczynu powstała piosenka, która stała się hitem wyjazdu. Pamiętam jak Skarpeta usiłował mnie nauczyć wiosłować naszą wspaniałą dziurawą łódką (zawsze musiały płynąć co najmniej dwie osoby z czego jedna wiosłowała, a druga wiadrem wywalała wodę za burtę), oczywiście  byłam uparta jak osioł (co nie specjalnie się zmieniło w przeciągu ostatnich lat) i nie dałam się przekonać, że mam łódź obróconą tyłem, dlatego poruszamy się tempem ślimaczym :). Pamiętam jak wieczorem ślizgnęłam się na ścieżce i utaplałam od pasa w dół w błocisku, cudem ratując mojego zenita od kąpieli błotnej. Sama skończyłam w Solinie w tychże utaplanych ciuchach. Pamiętam wyprawę do miasteczka (poPRLowski sklep, 3 chałupy i kościół) 7km, z czego 2km przez las w błocie po kostki, a to wszystko w czasie burzy z piorunami. Pamiętam jak Iwan spalił sobie skarpetki, kładąc je na rurze od kominka. Jak mu dziewczyny postanowiły zrobić dredy i po kilku na czubku głowy dały sobie spokój i potem Iwan łaził i straszył. Graliśmy na czym tylko się dało, kwitnąc na rozpadającym się molo do nocy. Tam się zaczęłam uczyć grać na bongosie, zjadłam rekordową ilość zupek chińskich i miałam zdrowo trzepniętą ale wspaniałą ekipę ...

2 komentarze:

  1. Czy miewasz jakieś ukochane przedmioty nazwane kobiecym imieniem? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. gdyby rower był rodzaju żeńskiego, to pewnie nazywał by się np. Hela :) poza tym imiona otrzymały jedynie te dwie rzeczy i to przypadkiem

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy