środa, 30 czerwca 2010

Wydaje mi się (aczkolwiek mogę się mylić) (jednakowoż, ewentualna pomyłka jest raczej mało prawdopodobna) że politechnika zakończyła rok akademicki!! Normalnie bym na to nie wpadła, ale sąsiedzi studenci postarali się o "dekoracje" różnorakie. Tak więc, napotkałam całą masę notatek porozsypywanych po trawnikach (śmiem przypuszczać, że zostały powyrzucane z okien akademików). Ale najlepsze były efekty dźwiękowe! Pierwsze zobaczyłam kilku chłopaków z mocno zachwianą równowagą, a tuż po chwili z za nich wydobyli się kolejni, którzy (uwaga teraz!!!) pchali gigantyczną oponę, chyba od jakiegoś tira czy innego giganta, śpiewając "zawsze chciałem mieć takie coś, właśnie po to by wozić ją...."
...eh...zastanawia mnie tylko skąd oni tą oponę wyrwali i dokąd zawlekli ??? pewnie się okaże jutro, że nie przejadę, bo postanowili sobie chłopcy zablokować nią drogę...mam nadzieję że jednak nie...
nic mnie już w życiu nie zdziwi...

sobota, 26 czerwca 2010

Ojców/Pieskowa Skała

 W grocie, co obok jest Ojcowa,
Łokietek lat dwadzieścia przeżył,
A tak się trzpiot przed królem schował,
Że Wacław w jego śmierć uwierzył. 

Jedna z legend krakowskich opowiada jak to Władzio Łokietek zwiał z Krakowa przed Wacławem II czeskim. Ukrył się w jaskini ojcowskiej, a wejście do niej zaklajstrował mu swoja siecią pająk. Tym sposobem zmylił ścigające go wojsko. I tak sobie siedział Władzio w jaskini, kontaktując się z Krakowem dzięki listom wysyłanym przez gołąbki. 
Tyle z legend, a piszę o tym dlatego, że właśnie na trasie Kraków/Ojców/Pieskowa Skała testowałam dziś rower który zakupiłam wczoraj. Wycieczkę otrzymałam gratis w pakiecie z rowerem :P mówię wam świetna sprawa :D Schwalbe marathony wytrzymały ładnie kamole wszelakiej maści i błocisko. Mi za to udało się wjechać w bajoro z wodą do pół koła, zaliczyłam również ślizg na tyłku po błocie :) Inne przeszkody w postaci zwalonych drzew też były...
 Ale jak się sunie po asfalcieee mmm... największa prędkość 49km/h, łącznie 80 km trasy. Żeby zdobyć licznik, musiałam się prawie włamać do pracy (na parkingu zostawiłam bajka z wpiętym licznikiem) przegadałam dwóch strażników i mnie wpuścili :P Kolega "Serwis obwoźny" poratował zipami i takim dinksem od śrubki (bo oczywiście zgubiłam na trasie i błotnik zaczął mi się ewakuować) wcześniej zawitałam do serwisu zapytać o klucze, czy można je kupić osobno, pan powiedział że ma tylko komplety, po czym pogrzebał w szpargałach, wyciągnął jakiś jeden mówiąc - tu mam jakiś lewy, to sobie może pani wziąć - :) już teraz wiem , po co koszulki rowerowe są takie pstrokate. Jak się przyjdzie tak po "fachowemu" ubranym do sklepu rowerowego, to obsługa zapewniona. Ja zwykle łażę w szpilkach to nic dziwnego że mało kto mnie traktuje poważnie :P:P 
W ogóle wniosek z ostatnich tygodni "jak dobrze być stałym klientem " :D ostatnio czekając na wydrukowanie zdjęć dostałam nawet herbatę :) teraz testowa wycieczka rowerowa :P żyć nie umierać :)

wtorek, 22 czerwca 2010

zrób se buta

Jak w temacie
No bo po prostu mnie szlag ciężki trafił, jak po dwóch tygodniach łażenia po sklepach nie znalazłam żadnych ŁADNYCH butów spełniających moje wymagania. A w czymś na bal wyjść trzeba! Skrajna rozpacz mnie ogarnęła kiedy zaczęłam szukać w sklepach dla snobów ( :P ) tam są ładne buty i nawet takie jakie mi się uroiły, tyle że cena jest równie UROJONA! Umówmy się, że za dwa paski, obcas i podeszwę nie dam 400,- i w górę. Tyle to można dać za trekingi, co się je potem zdziera niemiłosiernie przez dobrych parę lat! 
Więc doprowadzona do ostateczności, dwa dni przed weselem (na które to były mi potrzebne owe szpilki) wygrzebałam swoje stare i niezawodne szpile. Trochę dumania nad motywem przewodnim dodatków/biżuterii - ok. niech będą kwiatki. Wsiadłam na rower, pojechałam do obi, po godzinie grzebania w stoisku "obrzydliwe kwiatki sztuczne" wyszłam z gałązką "całkiem zadowalających" za całe 6.99,-
Połowa została przeznaczona na wpięcie we włosy, a druga połowa na wpięcie w buty :)
Oto i łysy but przed metamorfozą:
A to już po mojej skromnej interwencji:
I zbliżenie na kwiata:
Mi się tam podobało. Myślę, że buty nie po raz ostatni zmieniły swoje oblicze...bo raczej nie zacznę sobie kupować jednookazyjnych butów za kilka stówek.
Amen

środa, 16 czerwca 2010

pan z flaszką-weselny folklor

Wykopał mi się przy okazji myślenia o weselu na które idę za pare dni. No bo pośród wszystkich stałych elementów okołoweselnych i innych takich zabobonnych, znajduje się jeszcze coś takiego jak BRAMA. Występuje czasem, czasem nie, zależy to tylko i wyłącznie od inwencji twórczej zwykle sąsiadów pary młodej. Odbywa się to tak:
zwykle po którymś z kolei porannym "głębszym" panowie stwierdzają, że flaszeczka się kończy w zastraszającym tempie i coś trzeba podziałać, żeby wyczarować nową. I wtedy wpadają na genialny plan- zrobimy bramę!! Jako że mają już lekko w czubie, pomysłowość znacznie im wzrasta. Generalnie zasada jest jedna: im bardziej debilnie i kolorowo się poprzebierają i im skuteczniej zablokują drogę, tym więcej uda im się flaszeczek wysępić. 


Zasada ta działa bez zarzutu, nie raz i nie dwa udało się takim panom wynieść skrzynkę trunku. W sumie całkiem się opłaca zrobić z siebie klauna na 10 min. jako że zapłata jest całkiem zadowalająca. 


No ale jednak nic za darmo. Trzeba mieć plan! ot co! i przebranie! 
Szczerze, nie mam zielonego pojęcia skąd ci ludzie wynajdują TAKIE stroje! W każdym razie od nich właśnie zależy sukces bramy. Wśród pomysłów wysuwa się na prowadzenie "podróba pani młodej", czyli zwykle chłop borowy owinięty w firankę, często z lalką pod pachą. 


Następna w kolejce jest scenka rodzajowa typu: pan młody jest piekarzem, to dostaje stolik, ciasto i ma zrobić precelki, albo jest strażakiem, no to ognisko do ugaszenia na środku drogi itp. Albo po prostu musi wypić kielicha i sru. 


W przebraniach króluje system: jesteś chłopem- przebierasz się za babę. Czasem ktoś przeciągnie sznurek przez drogę, czasem zastawi autem, traktorem, zrobi zadymę z palonych gum motorem, przywlecze stół, położy się w poprzek drogi, wyskoczy z krzaczorów w przebraniu Shreka, zorganizuje strajk pielęgniarek i takie tam.


Generalnie zabawa przednia i obustronne korzyści :)

piątek, 11 czerwca 2010

okołokrakowski wypad rowerowy

maaatkopana jaki upał!
przecie leje się z człowieka...ja już po wczorajszym roztopieniu zaglądnęłam do indyjskiego (skoro u nich ciągle jest tak ciepło to chyba wiedza w co się ubrać żeby przetrwać!). Więc dziś paradowałam owinięta w bawełnę od stóp do głów : ) i git bo na rower tez się sprawdza, szybko przemaka, ale tez szybko wysycha, no i chroni przed opaleniem "w paski" tudzież jakimkolwiek innym. Roweru było dziś więcej niż co dzień, a to za sprawą Waxmunda i Sławka, którzy zwerbowali mnie na mały wypad. Nawet na tą okoliczność dostałam rower z przerzutkami : D  hehe. To 30 stopni dawało trochę popalić (dosłownie), ale strome zjazdy z kopców rekompensowały wszystko : D. W efekcie dojechaliśmy do Tyńca, zahaczając przed tym o dwa kopce Kościuszki i Piłsudskiego. 
a może jakieś zdjęcie...
(Do dziś nie zdawałam sobie sprawy z tego jaka jestem mała :P ...hehe...)
Nie wiem ile wyszło kilometrów, ale fajnie było pojeździć poza centrum, dojazd do pracy już mi się znudził, można zasnąć jadąc :P

środa, 9 czerwca 2010

zadanie domowe

Dom.
i moja propozycja.

wtorek, 8 czerwca 2010

jedno wielkie wołanie o litość

...potocznie nazywa się sesją... :/
szczęśliwy kto męczyć się z tym już nie musi...
wczoraj więc skrzyknął się strapiony lud, żeby chociaż 1/100 treści przyswoić.
6 h tonę przerzuconej makulatury i dziesiątki hektolitrów kawy później, kiedy to mózg począł wylewać się uszami powstawały już takie herezje...że trzeba było dać sobie spokój. 

-Gilson
-haha! wiem! to syn gila!no wiecie tego z nosa!!
-...aahaaa...


 -no ale to przecież mamy czwartą RP
-nie,trzecią
-czwartą!
-trzecią!!!
-ale jak to w tv mówili że czwartą
-taaa, to ciekawe kiedy była zmiana konstytucji, bo chyba w 1992 była trzecia i co się działo?
-zakończenie produkcji dużego fiata!
-ehh....

-no to ten! ten, co go napadł szaleniec w Australii z oszczepem i umarł!
-tja...i w 33 dni pontyfikatu zdążył do tej Australii dojechać!?
-faaak! tego przecież otruliiii!
-koooryywa!

- no to były tak: tarnowska, lubelska, podkarpacka... bleble... bleble... (5 min później)... i sandomierska!
-ok! nie zapamiętamy tego, sory winetu , następne!

-Poznań, Gdańsk, Gdleee eetfuu...
-hahaha!

-no bo wiecie, arcybiskup słał namiętne listy do Hitlera
-i na końcu buzi buzi

-jak? Gejzer?
-hahaha nieee Grejzer
-k...chyba Krejzer!
-eej! to w końcu jak??
-Grejser!!!
-...i tak zapamiętam że gejzer...


-Slipi
-ee...że od spania czy że od majtek?
-i koniec i wsio! idziemy na papierosa!!!

środa, 2 czerwca 2010

...

kilka mądrości życiowych:

-mógłbyś mi zaufać?
-no, "uf uf"

umiesz liczyć ? licz na siebie...

i na koniec
"piłem w Spale, spałem w Pile i to jak na razie tyle "
 godne przesłuchania!

Obserwatorzy