sobota, 23 października 2010

to jest już oczywisty rowerowy pech!

Jak już sobie ustawię weekend rowerowo, to przecież wtedy włącza się jakaś magiczna siła, która ma na celu tak zamieszać żebym mogła sobie wybić z głowy jeżdżenie. To już tak od tego niedoszłego Krymu działa. A dziś jestem już wybitnie wkurzona, bo pogoda jest iście na rower! Pierwotnie miałam się wybrać z rowerowymi na wyprawkę na azymut, ale gdzie tam! Jak spod ziemi wyskoczyło milion powodów, które postawiły do góry nogami moje nieszczęsne plany. Po kilkudniowym kombinacjach dałam sobie wreszcie spokój, ale miałam obiecane, że w niedzielę chociaż pojeździmy rekreacyjnie .... tara rara ... w piątek zatkało mi zatoki i do mojego organizmu wprowadziła się grypa. Dostałam oficjalnego bana na rower i w ogóle jakiekolwiek wyściubianie nosa na zewnątrz. Tak więc weekend spędzam oglądając stare odcinki "przyjaciół". Jako, że się ostatnio przeuczyłam, to na dziś mam w planie nie zrobić absolutnie nic kreatywnego, nul! (czyli kontynuacja z dnia wczorajszego:P) 
Przypadkiem znalazłam mój rysunek tzw. autoportret, wykonany parę lat temu w paincie :D przedstawiał stan w którym się znajdowałam wtedy, czyli prawie że identyczny z dzisiejszym (tyle że 3x za duża bluza brata zastąpiona została polarem) Bardzo mnie zawsze bawi ten autoportret więc wrzucam, żebyście się też pośmiali :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy