środa, 13 października 2010

...na połoniny na niebieskie...

Jak wspominałam wcześniej biznes turystyczny wziął się przeniósł w góry. Kiedy poleźliśmy na połoniny, to jeszcze nie było takiego spędu, można było spokojnie bić rekordy :P Mamy z Rawem taka niepisaną i tajemną umowę: wyprzedzamy wszystkich na szlaku :) Średnio trasę na 2,5 h robimy w 1,15 h jak oczywiście nie ma korków. Tego dnia (tj. 7.10.10) postanowiliśmy zrobić połoninę Caryńska i Wetlińską, jako że wcześniej znane mi były one jedynie z piosenek SDMu z barwnych lat licealnych...aż wstyd się przyznać, że moja noga nie postała wcześniej na żadnej bieszczadzkiej górze. 
Pogoda jak widać wymarzona. Co prawda zaczynało się od całych 6 stopni, potem nie było wiele więcej, ale słońce grzało na tyle że dwie cienkie warstwy termo dawały radę. Szczytem oczywiście rekordy bił głównie wiatr, starając się nas zamieść tam skąd przyszliśmy.
Mówi się, że ludzie wdrapują się na szczyty gór po to żeby się dowiedzieć jak pięknie jest tam skąd przyszli.
Z Caryńskiej trzeba się sturlać przejść asfalt i znów wspinać na Wetlińską. Wisząc na jednej z drewnianych barierek i łapiąc ostatni oddech, wymyślałam sposób na połączenie tych dwóch gór- może most na linach? dodatkowe atrakcje przy silnym wietrze?! :) tjaa...
Suszenie szmat na Wetlińskiej, przy Chatce Puchatka :) Najbardziej mi się podobał tekst w środku Chatki przy barze " Schronisko bez wody i prądu, proszę nie pytać o lodówkę!" 
W drodze powrotnej, kiedy znaleźliśmy się znowu na asfalcie plan na ewakuację za pomocą stopa upadł tak szybko jak powstał, ponieważ absolutnie NIC nie jechało w stroną w którą chcieliśmy! To sugeruje, że połoniny powinno się zdobywać w odwrotnej kolejności :) Dorwaliśmy jednak busa, który nas podrzucił kawałek i powiedział, że nie wie czy dalej pojedziemy bo to zależy od tego czy ktoś jeszcze będzie chętny. Pan busiarz grzecznie nas olał i poszedł robić interesy z panem parkingowym. Przesiedzieliśmy tak 40min słuchając pertraktacji biznesowych i zwijając się ze śmiechu. W końcu pan busiarz wrócił wlokąc za sobą  dwóch turystów i oznajmił nam, że zabrał ich z innego busa za pomocą losowania (typu "orzeł czy reszka", tylko to była wersja "opluty kamień czy nie opluty" :D ) więc jednak pojedziemy !! Od tego czasu śmialiśmy się już w czwórkę :)) Interesy pana busiarza niestety zakończyły się fiaskiem, ale jak sam podsumował - no bo wiecie zbliża się zima, turystów nie ma to wywozimy graty z chałupy i handlujemy! :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy