może mi ktoś wyjaśni...
historia jest krótka:
zalewa mi uszy na basenie, więc postanowiłam kupić sobie stopery silikonowe (do tego miejsca wszystko wydaje się dość naturalne). Poszłam więc do sklepu sportowego i pytam czy są. No są, w cenie od 25 do 50 złotych polskich! Bez jaj, myślę sobie, zobaczę co mają w aptece. Pytam w aptece. No są sylikonowe stopery, w magicznej cenie 1,40 zł !!!!!
No i się kurde pytam, o co kaman??!!
Jedne i drugie są sylikonowe, więc nic się w nich nie rozpadnie pod wpływem wody, czy chloru. Te z apteki skutecznie ochroniły mi uszy przed zalaniem, bo o to chodziło. W tych za 50 zł i tak nie można nurkować poniżej metra, pewnie nie można także w tych z apteki.
Nie chce mi się wierzyć, że tylko za napis "stopery do pływania", zamiast zwykłego "stopery" muszę wydać tyle kasy! Więc jeśli ktoś wie co te za 50 zł mają takiego czarodziejskiego w sobie, to bardzo proszę mnie uświadomić!
reeety...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz