Wracając do Czech, to jeszcze zostało kilka zdjęć do zobaczenia. Głównie są to zdjęcia z etapu już na terenie Polski. Zlate Hory -urocze miasteczko graniczne, do którego dojechaliśmy już w lekko chmurzastej pogodzie.
Trasa godna polecenia. Jechało się bardzo przyjemnie, więc w południe byliśmy już w Nysie.
Trochę nam zajęło znalezienie pola namiotowego przy jeziorze, do tego zaczęło padać...tak tu moje wnerwienie sięgnęło zenitu... W końcu udało nam się zamontować namiot, pozostało jedynie czekanie na otwarcie pryszniców. W tym czasie nuda namiotowa dała się we znaki...
Gdy już się wyczyściliśmy z kilkudniowego brudu, pogoda postanowiła odpuścić z deszczem na całą godzinę. Mięliśmy więc szansę połazić po mokrym piasku, zamoczyć koniec dużego palca w lodowatej wodzie, wypić utęsknione piwo w plażowej budce oraz rozwodnioną gorącą czekoladę w plastikowym kubeczku.
Od 3 w nocy dotychczasowa mżawka zamieniła się w ścinę deszczu, która nie ustała do końca dnia. Spakowaliśmy się w deszczu i również w deszczu dojechaliśmy zamiast do Opola, jak było w planie, to na stację kolejową w Nysie. Tam zmieniliśmy totalnie przelane ciuchy w te jedynie wilgotne, zjedliśmy paskudną knyszę w przydworcowym baraku z fastfudami i ze świeżo zakupionymi suchymi skarpetkami wpakowaliśmy się w pociąg do Krakowa.Tym uroczym akcentem zakończyliśmy naszą wycieczkę z wynikiem 360 km.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz