niedziela, 25 kwietnia 2010

bajk

Pewnego dnia zakupiłam ja sobie bajka za kilkadziesiąt symbolicznych złotówek, od Chinki Mao. Jako że znudziły mi się autobusy i ciągle ci sami ludzie w nich. Teraz jeżdżę sobie do pracy bajkiem (i mam życie bajkowe :P). Oczywiście nie obyło się bez przeszkód. Przez pierwsze dwa dni jeździłam z przekonaniem, że dynamo działa i lampeczka z przodu się świeci...jednak nie do końca...ci panowie policjanci co mnie lustrowali stojąc wozem na światłach, to chyba jednak zastanawiali się nad jakimś mandacikiem :/ 
Następny dzień rozpoczęłam od zakupienia czegoś świecącego. Jeździłam sobie zadowolona, aż do poniedziałku, kiedy to przy wynoszeniu z klatki, siodełko zostało mi w ręce...potem mojego bajka zobaczył Bili Krzak...i wtedy rower zyskał nową nazwę - grat...
I się zaczęło...
Na początku wkurzyła mnie pani w sklepie rowerowym, która nakrzyczała na mnie po pierwsze za to że chcę wygodne siodełko nie koniecznie za 150 zł, a po drugie za to że chcę rower pomalować! argument- od razu go pani ukradną!! Jak tylko wyjechaliśmy ze sklepu Bili Krzak zapytał:
- i co teraz?
- tak mnie wnerwiła, że teraz na bank go pomaluję!
-eh...ja wiem to jest po prostu czyste góralstwo!*
Potem Bili Krzak przez godzinę taplał się w smarze, żeby mi powymieniać to coś co nie działało. 
Następnie zabrałam się za czyszczenie i odrdzewianie, przy pomocy Pietrucha, który to nieświadomy czekającej go harówy, zawitał w moje progi. 
W nocy przy lampeczce zabrałam się za malowanie...średnio mi wyszło...jak podsumował to w pracy Don Pedro:
-Coś ty mu zrobiła?! jakieś góry doliny?!
...no same marudy na tym świecie...
Pogrzebałam też w tym całym niedziałającym dynamie i chyba coś naprawiłam, w każdym razie zrobiłam z siebie kretona w serwisie, kiedy pan zanawcarowerowy poruszał kołem i stwierdził - ale przecież działa!
Wczoraj zakupiłam rozpuszczalnik i poprawiłam wcześniejsze malowanie rozwalając się z całym grajdołkiem na lotnisku. Oczywiście musiałam wylać czerwony barwnik...i generalnie od mojego pobytu lotnisko zyskało kilka nowych kolorów :/ na koniec rozpieprzyłam jeszcze słoik z rozpuszczalnikiem...ale to już lepiej przemilczeć...
i co? dziś poszłam oglądnąć efekty...nawet nawet...
chciałam zrobić zdjęcie, no i głupi wiatr zawiał i przewrócił bajka, który oczywiście musiał tak a nie inaczej pieprznąć o beton...w efekcie od dziś nie mam dzwonka... :(
...reeety ale mnie ostatnio pech nawiedza!...

A teraz czas na krótki pokaz bajkowej metamorfozy:
przed:
po:

Ps. teraz już wiecie jak wygląda, więc jak zobaczycie, że ktoś na nim pedałuje i to nie jestem ja to proszę o interwencję! dziękuję :)
Ps.2 ogromne dzięki dla wszystkich którzy pomogli mi doprowadzić bajka do sprawności !!!


*góralstwem Bili Krzak nazywa skrajną upartość, nie mam pojęcia dlaczego tylko w odniesieniu do mojej osoby...

2 komentarze:

  1. *moi nazywają to pazurem. ale w odniesieniu do mojej osoby.

    OdpowiedzUsuń
  2. ooooo! Nie wiedzialam, ze to az taki gruchot :D Wiec jednak sie zdecydowalas!! :D I doprowadzilas do stanu uzywalnosci publicznej :)
    Baw sie dobrze rowerowo :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy