czwartek, 17 marca 2011

Stabat Mater

Jak mówiłam w weekend miałam okazję znów być w węgierskim Budapeszcie (w sumie tak jak rok temu o tej samej porze). Tym razem nie było gadania, bo wyjazd był koncertowy i swoje kilka taktów trzeba było odśpiewać. Co tu dużo mówić, tematyka koncertowa bardzo grzeczna, dziewczynki śpiewające, teoretycznie też grzeczne...ale po koncercie to już co innego. Śpiewacza banda w knajpie jest o tyle gorsza od każdej innej bandy, że jak się nawali to śpiewa jeszcze głośniej :P
A teraz trochę grzecznych zdjęć
a tu znajduje się wersja dźwiękowa (dostaliśmy od Węgrów, trochę przyspiesza miejscami)

no i trochę Budapesztu







 oczywiście odbyło się poszukiwanie inspirujących rowerów


Jak wiadomo na Węgry to przez Słowację moją ukochaną...eh...jaki sentyment ! Na dodatek kawałek to ten już przejechany, więc dziewczyny się wściekały bo rozmawiając ze mną ciągle były przerwy typu: "oooo!!! pod tym sklepem piliśmy piwo z Artem!!!" albo: "OOO!!! w tym miejscu mi się rower zepsuł !!!"
eh...wspomnienia!
aż musiałam zakupić kofolę :)

1 komentarz:

  1. Kocham Ciebie i Twoje piękne zdjęcia.
    I bardzo, bardzo się cieszę, że śpiewasz w żeńskim :*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy