Tym razem aż w czwórkę !!! czyli zupełnie nie po mojemu "Zosia-samosia" musiała chwilowo zawiesić działalność... trzeba się było liczyć z innymi...bleee :P na szczęście kompania okazała się być konkretna i zgrana, no może przesadziliśmy nieco z ilością pożartych lodów (pewnie dlatego Majka miała lekkie problemy ze sprintem po schodach z obciążeniem na dworcu w Katowicach :P). Trasa Kraków-Częstochowa banalna, do Olkusza jakieś podjazdy z tego co sobie przypominam, a poza tym długa prosta więc się pruje. 134 km w 6h samej jazdy , leżakowanie nad akwenem wodnym w Poraju (no w końcu jak by nie było wakacje jeszcze trwają), mój nowy rekord 57km/h, przygód na trasie brak.
No i jeszcze jeden minus jazdy nie-po-samotnemu, a nawet dwa: nie można stanąć na zdjęcie byle gdzie i byle kiedy, i nie można piać na cały regulator, bo wszystko słyszą i potem się śmieją :P
W sumie przez ten upał nawet mi się nie chciało wyciągać aparatu...eh szczyt lenistwa!
takie pitu pitu...
A, zapomniałam wspomnieć o ciekawostce przyrodniczej, która to ciężko nas zaskoczyła przy wjeździe do Częstochowy. Był to mianowicie znak zakazu jazdy po ulicy dla rowerów i furmanek. Nie wiem jak sobie z owym zakazem radzą furmanki, ale dla rowerów "przygotowano" ścieżkę rowerową, która powinna się nazywać: "szkoła przetrwania". Jednogłośnie stwierdziliśmy, że przecież "gdzieś nas musiało wytrzepać, skoro całą trasę mięliśmy gładki asfalcik". Ja już się nie czepiam tych miejsc gdzie ścieżka nagle znikała i radź sobie człowieku sam, tych zdruzgotanych życiem płytek chodnikowych, szutrów dziurawych, ale za te wysokie krawężniki przy przejazdach przez jezdnię... to ino ubić! Żeby nie brzmiało aż tak tragicznie, to tylko dodam, że poczyniono próby budowy ścieżki rowerowej z prawdziwego zdarzenia, więc na kilkuset metrach można się delektować bezwstrząsową jazdą. Trzymamy kciuki za panów budowniczych i czekamy na więcej ! w końcu przez miasto na Jasną Górę jedzie się 8 km...jest gdzie zęby wybić!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz