Niedziela zapowiadała się średnio słonecznie, ale chyba tylko deszcz mógłby pokrzyżować nam plany tego dnia. Otóż wymyśliliśmy sobie z Rawem, że niedzielę palmową najlepiej spędzić w najsłynniejszej polskiej wytwórni palmowej czyli oczywiście w Lipnicy Murowanej! Zbojkotowaliśmy podwyżki cen paliwa i wsiedliśmy na rowery. Start zrobiliśmy sobie z Wieliczki, więc w sumie 88km pedałowania (nie trzeba dodawać, że o mało nie wyzionęliśmy ducha). Trasa doprawdy urocza, przez Gdów, Łapanów i inne takie wioseczki, które mają jedną cechę wspólną - sakramenco są górzyste !!!! (przykładowo, na jedną grapę wjeżdżaliśmy 15 min., a w drodze powrotnej zjechaliśmy z niej w 3 min. !) Raw, jako, że się dziur w asfalcie nie boi sunął 60 km/h (przy ograniczeniu do 40 km/h :P), ja miałam 53 km/h najwięcej. W każdym razie było się gdzie rozpędzić :)
W samej Lipnicy oczywiście "policjantów jak mrówków", bo się prezydent nasz osobisty z małżonką raczył zjawić. Jak zwykle nie obyło się bez prezydenckiej gafy: " ...by podziwiać tyle pięknych PALEM..." (gdyby ktoś miał wątpliwości jakiż to prezydent) eh...
Naliczyliśmy ze dwie grupki rowerzystów.
dla dzieciorów wymyślono alternatywę palmy:
Przy czym HelloKitty niepodzielnie króluje we wszystkich dziewczyńskich gadżetach :)
W drodze powrotnej miałam jeden śmieszny incydent, oczywiście w roli głównej -panowie żule sklepowe. Otóż pilnowałam rowerów przed spożywczym, z którego w pewnym momencie wytoczyli się dwaj zadowoleni z życia panowie z piwkami w łapach. Zobaczyli mnie- szeroki uśmiech (wersja "co drugi ząb wystąp") -dzień dobry pani!- wraz z dżentelmenelowskim ukłonem do ziemi
- napije się pani z nami?- tu pan podniósł flasię
-nie, dziękuję, prowadzę- odparłam
-???? co pani prowadzi???
-rower!!
-eeee GÓWNO !!!
i poszli za sklep dopełnić niedzielnego obowiązku obalenia browara.
My na wzmocnienie i w ramach postu od słodyczy załapaliśmy się na...